0
pabien 13 października 2022 12:41
W Gruzji byłem kilka razy, ale zwykle były to pobyty krótkie, dość przypadkowe. Podobało mi się, ale bez efektu wow. Oczywiście trochę czytałem o tym kraju, trochę słyszałem i brak nadzwyczajnych przeżyć trochę mnie dziwił.
Dzielę państwa Poradziecji na 3 grupy. Pierwsza to Kraje Nadbałtyckie – całkiem inny świat, druga to Ukraina, Gruzja, na swój sposób Kirgistan i ostatnio Mołdawia (choć ten kraj może stanowić oddzielną kategorię) – miejsca gdzie żyje więcej wolnych ludzi niż sowków. Trzecia grupa to cała reszta (oczywiście jest ona wewnętrznie mocno zróżnicowana). W trzeciej grupie rządzą autokraci, społeczeństwa są bierne (może niesprawiedliwością jest wpisywanie do niej Armenii, zwłaszcza że tam nastąpiła demokratyzacja, za co zresztą kraj został ukarany przez Rosję), ludzie nie mają poczucia sprawczości.
Gruzja ma też jeszcze jedną istotną cechę: starą, pieczołowicie kultywowaną kulturę, własny alfabet i powszechną znajomość historii – i tej dotyczącej najbliższej okolicy jak również historii kraju (ta druga cecha mocno odróżnia ją od Armenii).
Niezwykła jest siła przetrwania tego niewielkiego kraju przez tysiące lat historii. Zawsze miał silniejszych sąsiadów, przez większą część czasu potrafił żyć z nimi w zgodzie (co nie oznacza licznych epizodów tragicznych). Taka specyfika lokalna, udzielająca się także innym. To na tamtejszym wybrzeżu najłatwiej spotkać Ormian i Azerów bawiących się razem.
Oczywiście to nie jest wszystko takie proste i oczywiste, relacje są znacznie bardziej zniuansowane (zresztą Gruzja to kraj o znaczących różnicach regionalnych), a żyjący w obronnych wieżach Swanowie to grupa znana ze swej wojowniczości. Gruzińskie dzień dobry „gamardżoba” pochodzi od słowa „zwycięstwo”
Tym niemniej kraj ten jest powszechnie znany z gościnności jego mieszkańców (tak naprawdę nie jest to cecha unikalna dla Gruzji, ale oni posiadają wyjątkowe umiejętności jej promocji). Tak właśnie, umiejętność promocji to jest tamtejsza specjalność. Ilość lokalnych specjałów znanych zagranicą jest chyba największa z całej Poradziecji. Warto też zauważyć, że Rosjanie nie za bardzo mogą sobie poradzić bez tutejszych specjalności – rosyjski nadzór sanitarny (ciało całkowicie polityczne) kilkukrotnie uznawał gruzińskie wina i wodę borżomi za niebezpieczne dla zdrowia, ale zawsze nie na długo – bo jak żyć bez tych specjałów w Rosji.
Gruzja to też najdziwniejsza transformacja z tragiczną postacią Saakaszwilego. To dzięki niemu państwo poradziło sobie z gigantyczną korupcją, zorganizowaną przestępczością, groźbą rozpadu, stało się szerzej rozpoznawalne w świecie.
To polityka Saakaszwilego spowodowała, iż przy pierwszym pobycie, kilkanaście lat temu, od gospodyni w Tbilisi usłyszałem: „jeśli będziesz miał jakiś problem – idź na policję.” To był dla mnie olbrzymi szok, bowiem milicja w Poradziecji (poza pierwszą grupą), była dla mnie synonimem pasożytnictwa, korupcji i kompletnej nieużytości. Saakaszwili rozwiązał starą milicję, stworzył nową (warunkiem wstąpienia był brak jakichkolwiek doświadczeń w milicji), dobrze wyposażył, dał wysokie wynagrodzenia i nagle okazało się, że Policjanci potrafią być pomocni.
Niestety Saakaszwili szybko poczuł się bogiem, pozazdrościł satrapom z innych byłych republik Sojuza i chciał mieć władzę taką jak oni. Gruzini tego nie kupili, ale w zamian wybrali sobie władzę otwarcie prorosyjską i oligarchiczną. Zrobili to obywatele w znaczącej części antyrosyjscy, pamiętający że Rosja zabrała im znaczną część kraju, pamiętający krzywdy historyczne. Ja w tej sprawie mam jednak teorię spiskową – to było działanie służące uregulowaniu stosunków z największym i najbardziej niebezpiecznym sąsiadem – Gruzji rządzonej przez Bidzinę Rosja nie najedzie. Jednak, kiedy rząd przesadzał z prorosyjskością, jak na przykład wtedy, gdy pozwolono rosyjskiemu posłowi przemawiać z miejsca przewodniczącego parlamentu, naród natychmiast zbierał się do protestów.
Relacja z Rosją i Rosjanami ma również inny, skomplikowany wymiar, czego dowiedziałem się od jednego z moich rozmówców. Rosjanie są w większości źli, więc Gruzini mają wszelkie podstawy, aby ich nie lubić, jednak tu pojawia się problem, bo oni są również gościnni (to tamtejszy imperatyw), więc nawet jeśli to jest Rosjanin i nie zachowuje się w sposób niewłaściwy, należy go przyjąć i ugościć.
Właśnie kwestia gruzińsko – rosyjska, szczególnie w obliczu ostatnich fal uchodźców z kraju rządzonego przez Władimira Władimirowicza, była przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania w trakcie ostatniej wizyty. Szczególnie, że kiedy byłem tam poprzednim razem, wraz z moim przyjazdem rozpoczęły się wspomniane powyżej antyrosyjskie protesty.
Dodatkowo ta sprawa była ciekawym uzupełnieniem głównego celu wizyty, czyli zwiedzania tamtejszych Socmodów.
Mój pierwotny plan zakładał zwiedzanie Tbilisi oraz wycieczki co najmniej do Tskaltubo i Cziatury. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę ile ciekawych rzeczy jest do zobaczenia w Tbilisi, a także wziąwszy pod uwagę umiarkowany komfort oraz wolne tempo podróży międzymiastowych, zdecydowałem się spędzić cały tydzień w stolicy. Wyszedł z tego fantastyczny wyjazd (efekt wow został osiągnięty niejednokrotnie), który spróbuję opisać i zilustrować w dalszych wpisach, choć nie wiem czy wyjdą mi one równie zgrabnie jak ten wstęp.

Image
Napis w toalecie jednego z barów, umieszczony tak, że nie da się go przeoczyć
Image
Dawne muzeum archeologiczneJuż przy kontroli granicznej dało się zauważyć, że to inna rzeczywistość niż w krajach środkowoazjatyckich. Cała procedura zajęła może 45 sekund, pogranicznik nie drapał bóghonora, nie kazał ustawiać się do kamery, nie pozował na groźnego urzędnika na ważnym stanowisku. Przed terminalem stał nowiutki autobus z kasownikiem akceptującym karty. Szybko okazało się, że nie różni się pod względem wieku i komfortu od pozostałych pojazdów kursujących na innych trasach. Wszystko nowiutkie, tak jak w Wawce. I marszrutki też nowe, wszystkie takie same. Niezależnie od rodzaju środka trnansportu można płacić kartą płatniczą (drożej) lub dwużelową kartą transportową.
To bardzo duża zmiana od mojego pierwszego pobytu. I ludzie wyglądają inaczej – ubierają się różnorodnie i kolorowo.
Normalnie bardziej Europa niż w takim Kijowie.
Kolejnym zaskoczeniem były ceny. Drogo, właściwie to ceny warszawskie +. Noclegi to w ogóle odlot. Dość powiedzieć że za Ibisa Budget (luksusowego) płaciłem prawie 250 zł za noc! Za jakiegoś nonejma z oknem tuż nad skrzyżowaniem ulic 150.
Zapamiętałem to miasto jako dość zaniedbane z dachami skleconymi jak popadnie, elementami drewnianymi w stanie zaawansowanego reumatyzmu i zaawansowanymi kompozycjami z rur. Teraz takie rzeczy widziałem od przypadku do przypadku, a na starym mieście (z którego szybko uciekłem, bo to jednak piekło) to już chyba wszystko wyrównali. To stare, malownicze Tbilisi znalazłem tylko nad stacją metra Rustawelli. A poza tym wypucowane reprezentacyjne ciągi komunikacyjne (z wyjątkiem przejść podziemnych, ale one się tam po prostu nie przyjęły) i dużo nowej architektury. Często takiej bardziej ambitnej, a w zasadzie efekciarskiej, choć nie o porywającej jakości.
Oprócz walki z ich robaczkami oczywiście żadnych problemów komunikacyjnych. Chyba wszyscy znają angielski lub rosyjski a często obydwa naraz. Choć z tym rosyjskim niektórzy mają kłopoty, ale bardziej goście niż gospodarze. Sam byłem świadkiem jak rosyjskojęzyczna grupa podeszła do baru i zamawiali piwo po angielsku. Pierwsze, bo drugie już po rosyjsku. Zdążyli zauważyć, że wszyscy tam mówią w tym języku. Rosjanie, których widziałem byli grzeczni i spokojni. Nie dało się zauważyć nieustannych żądań wywyższania się, wymagań lepszego traktowania, bo mam pieniądze i płacę. W części pewnie dlatego, że to nie ci Rosjanie, których znamy z wyjazdów do ciepłych krajów szukają w Gruzji schronienia, a także ze względu na prowadzone i wszędzie widoczne działania o charakterze edukacyjnym.
Niezależnie od rodzaju klienteli odwiedzających przybytki, w większości z nich widać oznaki solidarności z Ukrainą. Gdzieś tam obiecywali bezpłatnego drinka za likwidację rosyjskiego dyktatora, jednak rekordem był nocny klub na kierującej swą ofertę do mniej wyrafinowanej klienteli rosyjsko – turacko – arabskiej, wyłączonej z ruchu kołowego części ulicy Boba Dawida 4 Budowniczego. Nad jego wejściem widniał napis „Putin Chujło”
Do tego dochodzą niezliczone flagi ukraińskie, Slava Ukraini, napisy wskazujące na niechęć do Rosjan. Wszędzie mogą zobaczyć czy usłyszeć komunikat o okupowaniu 20% terytorium Gruzji. I tak, ci z którymi rozmawiałem nie wstydzą się powiedzieć, iż są uchodźcami. O tym więcej napiszę później
Postanowiłem nie prowadzić tej relacji w sposób chronologiczny, więc zanim pojawi się cudowny, ale też z istotnymi lokalnymi elementami modernistyczny socjalizm, pokażę kilka zdjęć starego, uroczego Tbilisi, trochę rur i wybrane przykłady działań edukacyjnych.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Tu napis nie jest oryginalny, ale za to występuje mozaika w tle

Image

Image

Image

A ten mi się podobał, zwłaszcza środkowe słowo, nawet nie wiem czy ono występuje w rosyjskim, ale na pewno jest zrozumiałe

Przy okazji tego wulgaryzmu przypomniała mi się rozmowa na temat rusycyzmów w jezyku gruzińskim. O ile w językach Azji Środkowej jest ich dużo w tym są to wyrazy tak popularne jak "sumka" czy "ostanowka", Gruzini przyznają się do jednego: "idi nachuj"Dezerter to osoba, która uchyla się od służby wojskowej. Ci z pierwszej marcowej fali nie byli nawet zagrożeni powołaniem, więc to nie ta motywacja. Ci z drugiej też nie są formalnie dezerterami, nie dostali powołania (prawdopodobnie, bo z powołaniem ciężko byłoby im wyjechać, choć to może tylko kwestia ceny). Oni uciekają, żeby nie znaleźć się w sytuacji bycia dezerterem. Uchodźca to w sumie bardziej prawniczy termin. Czy ci Rosjanie mają podstawy do ubiegania się o taki status? Pewnie jakby chcieli to by je znaleźli. Spróbuję jeszcze o tym napisać, ale to zajmie chwilę, bo to trudny i delikatny temat. Nie roszczę sobie przy tym prawa do nieomylności. Byłem tam raptem tydzień więcej patrzyłem niż rozmawiałem, a na pewno nie rozmawiałem z reprezentatywną grupą przybywających z Rosji, choć sytuacja każdego z nich była inna
kumkwat_kwiat napisał:
Temat Rosja w Gruzji jest bardziej złożony


No co ty? A zauważyłeś, że dopiero zacząłem o tym pisać? I na dodatek zrobiłem wyraźne zastrzeżenie.

Mogę ci objawić pewną prawdę: temat jest znacznie bardziej złożony niż to, czego mozesz dowiedzieć się z podcastu, do którego link zamieściłeś.

Co więcej, napiszę o sprawach, które w trakcie tamtej rozmowy nie mogły być poruszone, bo ona odbyła się 5 miesięcy temuPisanie kolejnych części relacji trochę sów opóźniło. Wszystko przez weekend i związane z nim obowiązki (wybitnie miłe)

Image

Ale już jestem z powrotem, zatem:

Z lektury i z instagramu znałem kluczowe obiekty: kilka budynków, mozaiki, rzeźby. Kiedy zacząłem się temu przyglądać dokładniej, już na miejscu, okazało się, że rzeczy wysoce interesujących jest kilkadziesiąt. Rozsianych po całym mieście. Na dodatek zawsze coś wpada w oko po drodze. Jeśli bym pojechał na wycieczkę poza stolicę musiałbym zrezygnować z czegoś lub zmienić sposób zwiedzania ze spacerów i zbiorkomu na szybszy, a jednak zmniejszający szanse na dodatkowe odkrycia. Poza tym niewyjeżdżanie i włóczenie się po rożnych mniej lub bardziej dziwnych okolicach pozwala lepiej poczuć miasto – cokolwiek to znaczy.
Przed pierwszym pełnym dniem zwiedzania przygotowałem sobie punkty na mapie. Organizacja transportu okazała się bezproblemowa. W mapach google są rozpisane trasy autobusów i marszrutek, na przystankach wyświetlane są informacje (nie do końca precyzyjne) dotyczące odjazdów. Autobusy dojeżdżają prawie wszędzie. A tam gdzie nie dojeżdżają można się dostać kolejką linową.
Zwiedzanie postanowiłem zacząć od wysokiego C. Najbardziej charakterystyczną modernistyczną budowlą Tbilisi jest dawny gmach Ministerstwa Transportu, obecnie siedziba Bank of Georgia. Budynek został oddany w 1975 roku. Ciekawostką jest fakt, iż jego architektem był wiceminister Transportu – sam sobie zbudował siedzibę. Z perspektywy czasu ma to jedną istotne konsekwencje: Zbudował go dobrze, a pewnie dzięki obecnemu właścicielowi, nadal wygląda jak nowy. Zresztą jest to budynek, który przez tych prawie 50 lat nie zestarzał się.
Cudownie położony, spleciony z roślinnością robi olbrzymie wrażenie. Można mu się długo i z dużą przyjemnością przyglądać. Zresztą akurat ta cecha jest charakterystyczna dla wielu obiektów stolicy Gruzji, choć nie koniecznie jest to doświadczenie prostego piękna.

Image

Image

Image

Po drodze, bo budynek jest położony poza centrum, oglądałem Pałac Sportu, dość nietypowy w formie oraz mozaikę ze strażakami. Są dwie mozaikowe kompozycje poświęcone tej służbie w Tbilisi. Ta jest mniej znana, mniej profesjonalnie wykonana, ale te tańce strażaków są moim zdaniem niezwykle urocze.

Image

Image

Image

Image


O ile czas obszedł się dobrze z budynkiem Ministerstwa Transportu, podobny los nie spotkał kolejnych budynków położonych dalej wzdłuż drogi. Są to dawna siedziba przedsiębiorstwa energetycznego (chyba) i wyższa szkoła Pedagogiczno – techniczna. Szczególnie tę drugą spotkał smutny los. Mieści się tam nadal jakieś przedszkole, szkoła, są mieszkania, jednak znaczna część pomieszczeń jest opuszczona. Na dodatek z części mieszczącej audytorium (chyba) ktoś zajumał cudowny relief nazwany Sowieckim Batmanem lub Batmanem z Tbilisi.

Image

Image


Jakimś dziwnym trafem nie zauważyłem, że kawałek dalej miałem zaznaczony kolejny obiekt – muzeum archeologiczne. Zamiast tam pójść udałem się na drugą stronę Kury oglądać tereny targowe. Może dobrze, że ominąłem ten budynek, bo to byłoby za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Po drodze natknąłem się na rzeźbę, potem całkiem oryginalny budynek, który mieści coś o nazwie zbliżonej do centrum medycyny eksperymentalnej.

Image

Image

Na drugiej stronie Kury odwiedziłem garaże strzeżone przez ochroniarza sowka, który nie chciał dać mi ich fotografować (bo to to dawne partyjne garaże, obecnie raczej rozpierdzielnik).

Image

Kawałek dalej przechodzi się obok ciekawego, bardzo rozgadanego reliefu. O tej porze roku widocznego tylko w niewielkiej części. Całość widać, kiedy spadną liście. Tam pracownik serwisu samochodowego znajdującego się pod reliefem zapytał mnie w czym rzecz, że od czasu do czasu przychodzą tam ludzie i robią zdjęcia (to jest zagłębie naprawy samochodów, chyba głównie wymiany opon, więc miejsce zupełnie nie turystyczne). Opowiedziałem coś o sztuce, coś o nawiązaniu do ludowych legend, dobrej spuściźnie Sojuza – wysłuchał, a potem opowiedział co znajduje się w miejscach zasłoniętych. Widać relief nie jest mu obojętny.

Image

Z rzeczy vintage można tam też znaleźć fajną czcionkę

Image

Kilkaset metrów dalej, już w części rezydencjonalnej natknąłem się na arcyciekawą mozaikę, przedstawia ona chyba Lato (a w zasadzie jego boginię). Szczególnie frapujące są te chmurki i aureola nad postaciami w prawym górnym rogu.

Image

Image

Teren targów był już nie daleko. Po drodze jeszcze zobaczyłem wygięte przez czas wertykalne żelbetowe elementy przed klatką schodową. Uznałem je za nie pozbawione uroku.

Image

U celu naprawdę jest co oglądać. Mamy tam wszystko: reliefy, rzeźby, mozaiki i architekturę. Wszystko na niewielkim terenie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Już wracając do hotelu zauważyłem osobliwy sposób powiększania mieszkania. Znacznie bardziej ekspansywny niż prosta zabudowa balkonu. Do tego tematu oraz Tbiliskich spraw mieszkaniowych, wrócę później, bo w kolejnych dniach okazało się, że domów z takimi i innymi wypustkami jest więcej, znacznie więcej

ImagePrzyszedł czas na bloki na wzgórzach (odcinek 1 – w poszukiwaniu Sky Bridge). Na początku jednak mój ulubiony i pewnie najciekawszy w Tbilisi peron metra na stacji Politechnika (tuż obok są pierwsi strażacy)

Image

Image

Image

Później mozaika z tematyką zbliżoną do tej na reliefie obok garażu, potem ciekawy blok jeszcze na płaskim i wjazd na wzgórza.

Image

Image

Image

Okolica oferuje piękne widoki.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

wtak 13 października 2022 17:08 Odpowiedz
@pabien jak zwykle, niepłytkie i świetne ? .Mam tylko wątpliwości w ocenie obecnego nawału Rosjan e GE. Jednak to bardziej dezerterzy, niż uchodźcy.Uchodźców widziałem na dworcu w Przemyślu. Inni oni byli.
pabien 13 października 2022 23:08 Odpowiedz
Dezerter to osoba, która uchyla się od służby wojskowej. Ci z pierwszej marcowej fali nie byli nawet zagrożeni powołaniem, więc to nie ta motywacja. Ci z drugiej też nie są formalnie dezerterami, nie dostali powołania (prawdopodobnie, bo z powołaniem ciężko byłoby im wyjechać, choć to może tylko kwestia ceny). Oni uciekają, żeby nie znaleźć się w sytuacji bycia dezerterem. Uchodźca to w sumie bardziej prawniczy termin. Czy ci Rosjanie mają podstawy do ubiegania się o taki status? Pewnie jakby chcieli to by je znaleźli. Spróbuję jeszcze o tym napisać, ale to zajmie chwilę, bo to trudny i delikatny temat. Nie roszczę sobie przy tym prawa do nieomylności. Byłem tam raptem tydzień więcej patrzyłem niż rozmawiałem, a na pewno nie rozmawiałem z reprezentatywną grupą przybywających z Rosji, choć sytuacja każdego z nich była inna
kumkwat-kwiat 14 października 2022 05:08 Odpowiedz
Temat Rosja w Gruzji jest bardziej złożony, warto choćby posłuchać tutaj:https://dzialzagraniczny.pl/2022/05/jak ... odcast128/
pabien 14 października 2022 12:08 Odpowiedz
kumkwat_kwiat napisał:Temat Rosja w Gruzji jest bardziej złożonyNo co ty? A zauważyłeś, że dopiero zacząłem o tym pisać? I na dodatek zrobiłem wyraźne zastrzeżenie.Mogę ci objawić pewną prawdę: temat jest znacznie bardziej złożony niż to, czego mozesz dowiedzieć się z podcastu, do którego link zamieściłeś. Co więcej, napiszę o sprawach, które w trakcie tamtej rozmowy nie mogły być poruszone, bo ona odbyła się 5 miesięcy temu
wtak 18 października 2022 23:08 Odpowiedz
A ta flaga po lewej to nie Jemenu?Złotego orła widać.
pabien 18 października 2022 23:08 Odpowiedz
Uwierz, że rosyjska - takiego psikusa zrobił mi aparat przy sztucznym świetle. Kiedy się zatrzymałem i przyglądałem ze zdziwieniem, przechodzień powiedział mi "tak, nie wydaje ci się, to rosyjska flaga" i sam też zdjęcie zrobił
pacyfa 19 października 2022 12:08 Odpowiedz
@pabien Kiedyś kierowca taksówki w Tbilisi powiedział mi, że lokalsi nazywają ten budynek po ministerstwie ... "dwa ch*** w adin żop" ;)Ciekaw jestem, czy inne z charakterystycznych budynków też mają takie swoje nieformalne nazwy... :roll: BTW - "Tańczący z ogniami" też jest rewelacja, muszę to kiedyś zobaczyć na własne oczy.
wtak 23 października 2022 17:08 Odpowiedz
pabien napisał:... Po drodze natknąłem się na jedyną rosyjską flagę (na dodatek w Alei Rustawellego). Była na balkonie kościelnej fundacji. Takie są teraz te kościoły, i takie najczęściej były. pabien napisał:Uwierz, że rosyjska - takiego psikusa zrobił mi aparat przy sztucznym świetle. Kiedy się zatrzymałem i przyglądałem ze zdziwieniem, przechodzień powiedział mi "tak, nie wydaje ci się, to rosyjska flaga" i sam też zdjęcie zrobił@pabien nie dawała mi spokoju ta rosyjska flaga w Gruzji, jeszcze przy al. Rustawelego, parę metrów od parlamentu, pod którym w przeszłości były takie liczne demonstracje przeciwko Rosjanom.Spadł mi kamień z serca, że to jednak nie rosyjska flaga . Nie mogłem uwierzyć w taką przemianę Gruzinów.W budynku ma siedzibę fundacja katolicka. Kościół jest zaangażowany w pomóc humanitarną dla Jemenu, dlatego domniemywałem , że to jego flaga. Kolorystyka wskazuje, iż równie dobrze może być egipska lub z kilku innych krajów arabskich. Z całą pewnością dolny pas jest czarny.O tym, że nie pałają tutaj miłością do Rosji potwierdzają także obiekty na podłodze klatki schodowej obok fundacji znajdującej się w tym samym budynku.
pabien 23 października 2022 17:08 Odpowiedz
Ok, nie wiem jakim sposobem ja wyraźnie widziałem tam flagę rosyjską. Nawet kolejność kolorów jest nie taka
wtak 23 października 2022 23:09 Odpowiedz
Dobre jest to, że ja także inaczej widziałem te kolory. Jemen, czy Egipt mają inny układ pasów ;) .Powiedzmy jednak tak: dobrze, że nie rosyjska.
niedzwiecki-pl 24 października 2022 17:08 Odpowiedz
Dodam tylko krótko:1. Dojście do władzy Iwaniszwilego nie było efektem racjonalnych wyborów demokratycznych. Głosy były kupowane, powstał nawet w owym czasie cały system redystrybucji środków. Aby wesprzeć Iwaniszwilego, Kreml podłączył go do lukratywnych biznesów w Rosji. Ale po wyborach kasa musiała płynąć w drugą stronę. Dla Iwaniszwilego polityka to instrument finansowy. Za pomocą instrumentów państwa licytowano wszystkie dochodowe biznesy, które pośrednio lub bezpośrednio przejmował Bidzina Iwaniszwili. W krótkim czasie w jego rękach znalazło się około 80% PKB kraju. Obecnie Iwaniszwili nie musi pełnić roli politycznej, bo i tak jest nazywany carem Gruzji. On wyznacza kto co ma robić.2. Gruzja obecnie nie jest tak przejrzysta, jak była za czasów Sakaszwilego. Zastopowano policję i sądy, co spowodowało głośne napady rabunkowe tego lata w Batumi. Iwaniszwili uwolnił także znaczną część przestępców. Infrastruktura powstała za Sakaszwilego nie jest remontowana, a nowa nie powstaje, za wyjątkiem kilku chińskich projektów.3. Obecny najazd Rosjan można by powstrzymać, ale niestety jest cena którą płaci Gruzja za pośredniczenie w handlu z Rosją, także bronią. I nic tu nie da nastawienie proukraińskie społeczeństwa.4. Prezydent სალომე ზურაბიშვილი jest tylko marionetką zaplątaną w tę korupcyjną machinę tak zwanego Gruzińskiego Marzenia. Ona nie na i nigdy nie miała mocy sprawczej. Wiem to gdyż rozmawiałem z nią kiedyś jak była na UW w Warszawie.To nie są czyjeś kompilacje, tylko moje osobiste spostrzeżenia. W związku z tym mogą być subiektywne.
pabien 24 października 2022 17:08 Odpowiedz
Z częścią tego co napisałeś zgadzam się, z częścią nie. Bidzina bogaty był już przed wyborami.Wydaje się, że jego wygrana to jednak w znacznej mierze wina Saakashvilego. Tak jak w Polsce wina Tuska. Z jednej strony nieumiejętność oceny nastrojów społecznych, z drugiej cyniczny dobrze przygotowany przeciwnik oferujący proste rozwiązaniaU nas to była redystrybucja środków dla najbiedniejszych i obrzydzanie ZachoduTam zaoferowanie poczucia bezpieczeństwa.To działa nawet w lepiej wyedukowanych społeczeństwach niż nasze czy gruzińskie.A potem zaczyna się zawłaszczanie państwa, szczególnie łatwe tam, gdzie instytucje są wątłe.Warto przy tych porównaniach dodać, że tam Bidzina wygrał trzeci raz
niedzwiecki-pl 24 października 2022 23:08 Odpowiedz
Tak Bidzina był bogaty przed wyborami i przygotowywał od długiego czasu atak na Gruzję. Początkowo testował swoje pomysły w Czorwili, a następnie przejął władzę w całym kraju. Przejęcie władzy było w pełni demokratyczne i nastąpiło w październiku 2012 roku.
kermitt 29 listopada 2022 17:09 Odpowiedz
Piękna wycieczka, cieszę się, że nie tylko ja doceniam piękno szarości, betonu i widma poprzednich lat... :-)A byłeś w zamknietej stacji wyciągu Mtatsminda?Socmod z jednej strony a z drugiej dekadenckie pozostałości architektury art nouveau w dzielnicy Sololaki, w każdym zakątku Tbilisi mozna znaleźć pełno perełek....Btw. przejeżdżałam kidys obok fabryki żelazostopów Zestafoni i tez robi wrażenie!Tskaltubo zdecydowanie polecam, odwiedzic, Chiatura wciąż na mojej liście.
pabien 29 listopada 2022 17:09 Odpowiedz
Wszystkiego nie da się zwiedzić w tydzień. W Tbilisi generalnie omijałem okolice starego miasta, stacja kolejki była tu ofiarą. Widziałem inną, nieczynną.A skoro już zabieram głos, to po kilku rozmowach przekonałem się do tego, że w tytule powinni być jednak rosyjscy "zbiegowie" nie "uchodźcy" - ktoś mi wcześniej zwracał na to uwagę, ja upierałem się przy swoim, ale już tego nie robię
yendras 11 grudnia 2022 23:09 Odpowiedz
Pabien, jak zwykle świetna relacja i niesamowita architektura - masz prawdziwy talent do wynajdowania perełek niezależnie czy to postradziecja czy Francja.Co do kwestii Rosjan w Tbilisi to słuchałem ciekawego podcastu w Dziale Zagranicznym: https://dzialzagraniczny.pl/2022/05/jak-gruzinska-stolice-zmienila-rosyjska-napasc-na-ukraine-dzial-zagraniczny-podcast128/ - wygląda na to, że Rosjanie wycięli z rynku wszystkie mieszkania o lepszym standardzie zwielokrotniając stawki wynajmu, a część przybyszów w dalszym ciągu pielęgnuje wielkorosyjskie uprzedzenia do "ciornożopców". Czytałem też arcyciekawy wywiad z chłopakiem z Moskwy (chyba), który uciekł przez zieloną granicą z Obwodu Kaliningradzkiego do Polski, potem wylądował jako nielegalny imigrant w słynnym obozie w Wędrzynie. Nie pamiętam czy to było na oko.press czy na krytyce politycznej (niestety nie mogę teraz tego znaleźć), w każdym razie lektura przypomina o tym, żebyśmy nie ulegali pokusie mierzenia wszystkich jedną miarą.